środa, 10 lipca 2013

Bogota!

Bogota. Miasto w Andach, stolica Kolumbii. Około 8 milionów mieszkańców. Prawdziwy moloch. Ciężki smog, ciężkie powietrze i pełne energii miasto na wysokości 2640 m.n.p.m.. Przybyłem tu w poniedziałek o 10, ziomeczek z którym skontaktowałem się przez Couch Surfing i zaoferował mi miejsce do spania odebrał mnie z lotniska. Bardzo sympatyczny gostek. 36 lat, por rozwodzie, nauczyciel ekonomii na uniwersytecie. Niziutki, widoczne gniazko na głowie z powodu przerzedzających się włosów. Młodzieżowy typek, bardzo pomocny i miły. Pojechaliśmy dwoma autobusami do miejsca w którym mieszka abym mógł zostawić moje bagaże. Mieszka razem z mamą i tatą, oraz czterema psami. Oferuje mi mieszkanie gdzie indziej, bo w budynku oddalonym 50 metrów od jego mieszkania. To mieszkanie również należy do jego rodziny, tyle, że jest niezamieszkane. Większość czasu stoi puste, a Camillo wykorzystuje je gdy ma jakichś gości, np Polaczka:) Sam lubi podróżować i pomagać innym podróżnikom. Po zostawieniu bagaży i wytłumaczeniu przez Camilla jak powinienem się poruszać do centrum i spowrotem wyruszam do centrum historycznego miasta czyli La Candelarii. Miasto bogate w zabytki związane z kolonizacją. Sporo "hiszpańsko" wyglądających kamienic, z balkonami. Oprócz tego Główny budynek rządowy na przy placu Simona Bolivara na La Candelaria również Architektury hiszpańskiej, podobnie jakkatedra znajdująca się tuż obok. Poznaję miasto, a najlepszym na to sposobem jest zwykłe spacerowanie, czasem bez celu. Chodzę wokół La candelarii. Odwiedzam biuro turystyczne aby zaopatrzyć się w mapkę z najpotrzebniejszymi informacjami na temat zabytków i muzeów, których w Bogocie jest ponad 50! Poza muzeami miasto bogate jest również w teatry i inne kulturalne miejsca. Spacerując mogę odrazu dostrzec jak bogata w kulturalne miejsca jest Bogota w porównaniu z raczej niezainteresowaną kulturą i sztuką Barranquillą. Jest tu pełno księgarni, a dodatkowo co chwila można spotkać stoiska na ulicy z książkami. Biorąc pod uwagę, że po przybyciu do Barranquilli przez pierwsze pare tygodnii nie mogłem znaleźć żadnego sklepu z książkami jest to rzucająca się w oczy różnica. Oprócz tego dużo więcej ludzi tutaj pali, na ulicy można zobaczyć wielu młodycchłopaczków, dziewczyny, albo biznesmenów palących papierosy, a także sklepy tytoniowe. Poza tym jest zimniej, nie aż tak zimno jak mnie ostrzegalii Barranquilleńczycy powtarzając co chwila "que frio!" Choć biorąc pod uwagę pogodę w jakiej żyją na wybrzeżu, tutaj rzeczywiście może być zimno. W ciągu dnia jest dość słonecznie i ciepło, około 20-25 stopni, wieczorem robi się zimniej, ale polar w zupełności wystarcza.Pod wieczór, po zebraniu już podstawowych obserwacji i zobaczeniu starej dzielnicy Bogoty spotykam się z Camillo i jego kolegą Righoberto. Najpierw idziemy coś zjeść do baru gdzie sprzedają ryby i owoce morza. Pierwszy raz w moim życiu widzę i jem hamburgera z rybą, oraz ceviche, pycha. Następnie kierujemy się do części starego mista w którym znajdują się puby, i ogólnie ta dzielnica z tego co mi mówią jest trochę Bohemiarska, to lubię:) Na jednym z placyków sł można posłuchać przygrywających muzyków, dodatkowo podobno w określone dni występują też tam artyści innych dziedzin. Podobają mi się wąskie wykamieniowane uliczki, a na coniektórych ścianach jest pełno streetartowych malunków, których ogólnie w Bogocie sporo. Siadamy w jednym przyjemnym pubiku na piwko, a potem kierujemy się na drugie do innego miejsca. Kończymy przy stancji Transmillenio( główn sieć autobusowa w Bogocie.) I wracamy do domu, czuję się zmęczony, może to przez tą zmianę wysokośći, w końcu Bogota leży na wysokości .... Następnego dnia budzę się i czuję się zmęczony. Idę na śniadanie do mieszkania Camilla, który jest w pracy a jego mama serwuje mi typowe dla ludzi z Bogoty śniadanie, zupę mleczną z jajkiem, cebulą, serem i pietruszką. Dziwna kombinacja ale smakuje całkiem dobrze. Po śniadaniu powolnym krokiem idę na przystanek autobusowy i jadę do centrum. W planach mam zobaczenie kilku muzeów. Kieruję się do najbardziej znanego i sławnego w Bogocie muzeum czyli Museo de Oro, czyli Muzeum Złota. W swoich zbiorach ma liczne okazy sztuki złotniczej i metalurgicznej z czasów bardzo dawnych. Imponująca biżuteria indian, a także różne posążki i ozdoby. Po napełnieniu się złotem za następny cel obieram Muzeum narodowe, po drodzę kupując od ulicznego sprzedawcy kubek ooców w polewie truskawkowej. Jako, że muzeum Narodowe nie jest tak blisko, a ja cały czas czuję się słaby i zmęczony, trochę czasu mija zanim dochodzę do obranego celu. Muzeum spore, z wieloma przykładami sztuki na przestrzeni lat. Szczególnie wiele obrazów, w tym portretów przywódców wojskowych. Na ostatnim piętrze można zobaczyć vardziej Współczesną sztukę. Najbardziej wybija się przed szereg osławiony Fernando Botero, któemu poświęcone w całości jest inne muzeum w Bogocie. Po obejrzeniu interesującyh obrazów malarzy kolumbijskich opuszczam muzeum i następnie sprawdzam na mapie gdzie iść do Muzeum Del Arte Moderno, czyli Sztuki Nowoczesnej. Jest dosyć blisko i mimo mojego ociężałego kroku nie mija dużo czasu zanim stoję przed drzwiami. Niestety okazuje się, że muzeum jest zamknięte do 17 lipca z powodu zmiany ekspozycji. , no to pech, z tego co wyczytałem mają tam wiele wartościowych obrazów sławnych malarzy. Idę w kierunku Starego centrum aby zahaczyć jeszcze o stare kościółki. Odwiedzam trzy z nich, i Wracam do domu bo zmęczenie już sięga zenitu. Wygląda na to, że choroba wysokościowa, któej nie brałem na poważnie mocno na mnie działa, czuję się chory, w nocy się pocę a Dziś czułem się również bardzo osłabiony i jedyne co udało mi się zrobić to pójść z Camillo i jego koleżanką na obiad do centrum handlowego i pojechać na terminal autobusowych aby kupić bilet do Limy. Cieszę, się, że bilet mam już kupiony. W piątek o 21 wyruszam z Bogoty do Limy. Godzina przybycia do Limy nie jest napisana na bilecie. Sprzedający z okienka powiedział jedynie na oko, że około 2,5/3 dni. Utrudnia to trochę ustalenie z ludźmi z którymi jestem w kontakcie w Limie aby mnie odebrali gdy przyjadę. Prawie 3 dni w autobusie to na pewno nie będzie łatwa przeprawa. Będę miał okazję przejechać przez cały Ekwador podziwiając krajobrazy. Mam tylko nadzieję, że do jutra już choroba wysokościowa mi przejdzie i w piątek będę się czuł normalnie.



Załączam pare zdjęć.








 Plaza de Simon Bolivar

 A tu lama, była też białą.







 Widok z okna w Muzeum Esmeraldy, historia wydobycia kwarcu i jakiś innych drogocennych kamieni, po zrobieniu zdjęcia przez okno zostałem upomniany, że nie można robić zdjęć bo w pobliskich budynkach urzędują ważne persony:)

 Jedno z kin w stylu klasycznym




 kamieniczki a pomiędzy graffiti.

 samotny ptasiek

 Ładne co?
 dobrą scenę udało mi się złapać:)
 Afisze jak u nas za PRLu



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz