sobota, 30 stycznia 2016

Fui para volver

Wiedziałem, że któregoś dnia tutaj wrócę. Nie wiedziałem jedynie kiedy i jak. Nadszedł ten dzień...

Wracam do punktu w którym skończyłem prowadzenie bloga. Powód do pisania jest podobny, miejsce skąd piszę również. Wróciłem do Południowej Ameryki, do miejsca od którego zacząłem odkrywanie tego kontynentu, czyli Kolumbii. Kraj, który napełnił mnie miłością do Ameryki Łacińskiej, języka hiszpańskiego i kultury latynoskiej. Od czasu kiedy wróciłem do Europy z Peru w Październiku 2013 kontynuowałem rozwjianie swojej wiedzy na temat tej części świata. Czytałem głównie książki autorów latynoskich, wyszukiwałem latynoskiej muzyki, oraz wciągnąłem się w kino tego regionu, co zaowocowało napisaniem pracy dyplomowej o kinie argentyńskim. Wiedziałem czego się spodziewać w Kolumbii, i wiążę z tym miejscem multum niezapomnianych doświadczeń, wielu wspaniałych poznanych ludzi i odwiedzonych pięknych miejsc.


Od powrotu do Polski w Sierpniu 2015, po dziesięciu miesiącach życia w pięknej Granadzie i miesiącu pracy w Anglii myślałem co ze sobą dalej robić. Trafiłem na możliwość uczestnictwa w programie Ministerstwa Edukacji w Kolumbii. Owy program ma na celu poprawienie dwujęzyczności wśród młodzieży szkolnej. Ma pomóc w zrównoważeniu poziomu umiejętności w posługiwaniu się językiem angielskim uczniów liceów publicznych, z tymi z liceów prywatnych. Program ten już trwa bodaj 2 lata. Na samym początku przybyło jedynie pięcioro takich nauczycieli do jednego miasta. W tym roku jest już ich ok. 400, a w marcu ma dołączyć jeszcze blisko 200. Obecnie program ten jest prowadzony w 46 miastach w Kolumbii, więc praktycznie w każdym regionie pańśtwa. Uczestnicy programu oprócz nauczania angielskiego na bazie współpracy z pracującymi w szkołach nauczycielami, spełniają zgoła inne zadania. Jako, że prawie wszyscy z przybyłych to obcokrajowcy - gringos (USA, UK, Europa, Afryka, Azja, Oceania) bedą mieli również okazję nauczyć młodych kolumbijczych co nieco o kulturach innych krajów.

Moja podróż do Kolumbii rozpoczęła się o 7 rano, siódmego stycznia gdy wsiadłem do pociągu jadącego do Warszawy. Czytając książkę podróż mija szybko i zaraz byłem na lotnisku Chopina. Po nadaniu bagażu i kontroli podręcznego już czekałem w terminalu na mój samolot do Barcelony. Lot niestety był opóźniony o ponad godzinę ze względu na padający śnieg i utrudnione warunki lądowania. Gdy w końcu przygotowano pas, samolot wylądował i zaraz do niego wsiadaliśmy.

Przed przybyciem do Barcelony skontaktowałem się z koleżanką, która tam mieszka i którą poznałem w Granadzie. Zostawiłem bagaż w przechowalni i udałem się do miasta, gdzie podczas gdy czekałem aż koleżanka skończy pracę, włóczyłem się beztrosko po urokliwych uliczkach Barcelony. Spotkaliśmy się gdy skończyła pracę i poszliśmy do paru miejsc porozmawiać przy piwie. Około 4 rano wróciłem na lotnisko, gdzie mogłem już zacząć odprawę bagażu itp. Mój lot odlatywał chwilę przed 7 rano.

  
 Sara, una Polaca de Cataluña:)

A tu bar w którym byłem kilka lat temu podczas wizyty w Barcelonie "Oviso" na Placu Gearge'a Orwella. Udało mi się tam trafić i zjeść dobrą, tanią kolację. Polecam!


Następnym przystankiem była Lizbona, gdzie już nie miałem tyle czasu, aby udać się do miasta i przeczekałem 3 godziny na lotnisku. Lot z Lizbony kierował się już do mego docelowego przystanku , czyli Bogoty. Jeszcze w samolocie poznałem dwójkę Portugalczyków, którzy jak się okazało również lecieli by uczestniczyć w tym samym programie, jedyna różnica była taka, że aplikowali za pośrednictwem innej agencji rekrutacyjnej. To był 9 stycznia, a według planu programu mieliśmy dotrzeć do Bogoty 10 stycznia, i wtedy zostalibyśmy oficjalnie odebrani i zawiezieni do hotelu. Niemniej najkorzystniejszy lot znalazłem na 9 stycznia. Zdawało mi się, że samodzielnie będę miał przemieścić się do wskazanego miejsca, mimo, że nie byłem pewien, czy tej nocy również mam zapewniony tam nocleg. Na całe szczęście przybyła osoba aby odebrać Pedro i Inés i dzięki temu zabrałem się z nimi do jednego z hosteli w historycznej dzielnicy Candelaria w Bogocie. Mieliśmy okazję przejść się po okolicy, czy usiąść w miejscowym barze i poznać paru lokalesów.


Águila z Olimpica przywołała wiele wspomnień z Barranquilli.

Osobistość z Placu Simona Bolivara w Bogocie. Był świadkiem wielu historycznych wydarzeń tego miasta, zna każdy jego kąt. Opowiedział nam sporo ciekawostek, m.in. o ataku ludzi Escobara na Pałac Sprawiedliwości przy samym placu.

Kolejnego dnia na lotnisku odbywał się oficjalny odbiór przylatujących uczestników programu i rozwożenie ich do korespondujących im hotelów. Połowa z nas została ulokowana w hotelu La Fontana znajdującym się w dzielnicy wyższej klasy i prezentującym bardzo wysoki standard. Druga połowa udała się do innego hotelu, już nie o aż tak wysokim standardzie, ale również komfortowym. Znam drugi hotel również, gdyż po tygodniu zamieniliśmy się miejscami, sprawiedliwie:)
Od przybycia do hotelu rozpoczęło się wypełnianie wszelkich formalności związanych z udziałem w programie. Dużo papierów do wypełnienia typu wnioski o wizę na dłuższy pobyt, o dowód osobisty, konto bankowe, ubezpieczenie itd.

Kolejne dwa tygodnie spędziliśmy na prawie codziennych wielogodzinnych szkoleniach nauczycielskich, prezentacjach na tematy związane z życiem w Kolumbii i o strukturze projektu, aktywnościach, czy załatwianiu dokumentów w mieście. Blisko połowa naszej grupy cierpiała na problemy żołądkowe. Nie jest wiadoma dokładna przyczyna. Jedni mówili, że coś nie tak jest z jedzeniem hotelowym. Inni, że woda w sokach. Nie wiem. Ja na szczęście chyba przez mój wcześniejszy pobyt tutaj byłem uodporniony i czułem się dobrze. W wolnym czasie poznawaliśmy się nawzajem z innymi uczestnikami programu.. Spotkałem tam wielu ciekawych ludzi z różnych stron świata.

Znalazł się jedynie jeden całkowicie wolny dzień podczas którego mieliśmy okazję udać się na turystyczne zwiedzanie miasta. Z tego dnia najważniejszym punktem była wizyta w muzeum Botero, gdzie oprócz dzieł tego najważniejszego kolumbijskiego artysty można była podziwiać obrazy wielu najsławniejszych malarzy jak: Renoir, Miró, Dali, Picasso, Matisse i wielu innych.

22 stycznia skończyło się nasze szkolenie i otrzymaliśmy oficjalny certyfikat, a 23 stycznia, w grupach wyruszyliśmy do miejsc w których mamy spędzić kolejne miesiące pracując w publicznych liceach. Zostałem przydzielony do Villavicencio. Średniej wielkości miasto niedaleko Bogoty (ok.3 godziny autobusem).

                                                           Hotel "La Fontana"

Plaza Simon Bolivar, Katedra

Muzeum Fernando Botero
Mona Lisa w wersji Botero:)

Bar w mieszkaniu


Koleżanki na oficjalnej ceremonii otwarcia z minister edukacji i kilkoma występami różnego typu, m.in. jeden z najsławniejszych aktorów kolumbijskich.
Kyle i Annie podczas nocnego wyjścia.

Villavicencio jest nazywane „La puerta del llano”, co oznacza „Drzwi do równiny”. Jest tak z tego względu, że oddziela Andy i step. Z jednej strony miasta można podziwiać jeszcze imponujące góry, a z drugiej ziemia jest już całkowicie płaska. Popularnym zajęciem w tych okolicach jest „rodeo”. Można znaleźc farmy, ranch'a na których hoduje się konie i inne zwierzęta. Ciekawe jest, że tak jak w Bogocie panuje raczej umiarkowany klimat i raczej nie występują upały, a dla Kolumbijczyków jest to klimat bardziej chłodny, a już niecałe 100 kilometrów dalej w Villavicencio panuje ponad 30 stopniowy upał przez cały rok, i jedynie nocą temperatury schodzą do 20 kilku stopni. Meta, czyli region, coś jak województwo, w którym znajduje się Villavicencio jest również znane z mięsa świetnej jakości.

Przez parę dni, które tu już spędziłem mogę powiedzieć, że podoba mi się to miasto, czuję się tu bardzo dobrze. Łatwo się po nim przemieszczać (taksówka, najpopularniejsza forma transportu, z jednego końca miasta na drugi
nie powinna kosztować więcej niż 7.000 kolumbijskich pesos, czyli jakieś 8 zł i 50 gr. Jedzenie też jest tanie: Menu del día w restauracjo-barach oscyluje między 5.000 pesos y 8 tysięcy, czyli 6-10 zł. i skłąda się z zupy i pokaźnego drugiego dania oraz świeżego soku. Zostaliśmy ulokowani przez pierwszy miesiąc w hotelu o dobrym standardzie. Po miesiącu otrzymamy swoją pierwszą wypłatę/stypendium i musimy znaleźć do tego czasu własne lokum.

Podczas tych kilku dni, oprócz poznawania miasta, mieliśmy jeszcze dwa dni szkolenia z teorii nauczycielskiej tego programu i oficjalne otwarcie projektu w jednej ze szkół, na którym odbyły się również pokazy lokalnego tańca „Joropo”, przemówienia lokalnych władz, zdjęcia I wywiady do mediów. Było bardzo miło i dało się odczuć wagę tego programu dla kolumbijskiej edukacji. Oprócz poprawy poziomu angielskiego uczniów mamy również wpłynąć na rozwój kompetencji językowych nauczycieli, wśród których niektórzy mówią dosyć mizernie po angielsku.

Przez ostatnie dni byłem kilkakrotnie w szkole i rozmawiałem z moimi co-teacher'ami. Przygotowywaliśmy plany lekcji i objaśniali mi po trochu fukncjonowanie szkoły. Odbyła się również gala rozpoczęcia roku gdzie zostałem przedstawiony uczniom.

Od poniedziałku zaczynają się lekcje i będę pracował w pełnym wymiarze godzinowym czyli 25 godzin tygodniowo. Po szkoleniu i cały czasie tu spędzonym nabrałem motywacji i chęci do nauczania i mam nadzieję, że będzie to świetne doświadczenie.

Czuję się tu dobrze, dzięki moim wcześniejszym kolumbijskim doświadczeniom nie grozi mi szok kulturowy. Kolumbijczycy jak zwykle bardzo mili i uprzejmi. Na drodze to diabły. Duża częśc ludzi porusza się na motorach, a mój współlokator Jay z Nowego Jorku również zakupił sobie motor, a ja byłem mu pomóc u mechanika, gdyż nie włada on językiem hiszpańskim. Drugi współlokator również dopiero się uczy tego języka, więc w wielu sytuacjach służę dla nich jako pośrednik w kontaktach z kolumbijczykami. 

Z tego co słyszałem w okolicy Villavicencio jest wiele pięknych miejsc wartych odwiedzenia i nie mogę się doczekać jakichś wycieczek. 6 lutego zaczynają się oficjalne obchody karnawałowe w Barranquilli i myślałem o udaniu się tam, lecz mimo zaproszeń znajomych nie mogę sobie chyba na taki wydatek pozwolić. Innego roku:) 

Jeszcze nie wiem jak długo potrwa mój pobyt w Kolumbii. Z pewnością zostanę do końcówki czerwca. Być może przedłużę mój udział w programie do Listopada, a później zobaczymy :)
Czas pokaże.

To tyle. Chciałem dodać jeszcze zdjęcia z Villavicencio, lecz bardzo wolno się ładują na stronę, więc dodam więcej wkrótce na facebook'u.