niedziela, 23 czerwca 2013

La Cueva y Fiesta de la Musica

Byłem tam pare razy. Po przybyciu do Barranquilli od razu zacząłem szukać jakichkolwiek informacji o kulturalno-artystycznych miejscach. Szukałem kawiarni, baru, czy też klubu w klimacie wyabstrachowanym. Czegoś na kszatł chociażby Mózgu w Bydgoszczy. Niestety moje poszukiwania nie były zbyt owocno. Byłem przekonany, że w tak dużym mieście, w którym mieszka jakieś dwa razy więcej ludzi niż w Bydgoszczy muszą być ludzie, którzy potrzebują takich miejsc i dlatego muszą być takie miejsca. Niestety Muszę stwierdzić, że ludzi zainteresowanych kulturą typu artystycznego jest tutaj bardzo niewiele. Oczywiście, zdaża się spotkać osoby lubiące czytać, czy oglądające bardziej ambitne filmy niż tylko Supermeny i Ironmeny. Jest to jednak znikomy procent na tle większości raczej nieświadomej innych nurtów artystycznych niż te głównourtowe. Jednym z niewielu takich miejsc jest La Cueva (http://www.fundacionlacueva.org/index_main.php)  Jest to restauracja, bar, oraz fundacja w jednym. Fundacja ta skupia w swoich szeregach artystów różnych sztuk i organizuje różnego rodzaju eventy. Jednym z członków aktywnie działającym w tej fundacji w przeszłości jest Gabriel Garcia Marquez, rodowity Barranquilleńczyk. W miejscu tym można pooglądać liczne fotografie zdąbiące ściany na których widać artystów podczas fiesty, a także zdjęcia z polowań, którym również zajmowali się w przeszłości. Byłem tam pare razy i wywiedziałem się, że co piątek i sobotę organizują koncerty kubańskiej muzyki na żywo. Wiedziałem, że prędzej czy później się tam wybiorę. Zmobilizowałem pare osób i odwiedziliśmy to miejsce aby posłuchać na żywo czegoś ciekawego:) Atmosfera była bardzo przyjemna. Ludzie siedzieli przy stolikach, jedli i pili w oczekiwaniu na rozpoczęcie koncertu. Gdy wreszcie zespół zaczął grać można była zaobserwować niekontrolowane podrygiwanie nóżkami i kiwanie główami wśród obecnych. Podczas przerwy lider zespołu, chełpiący się ilością skomponowanych przez niego piosenek, widząc jak międzynarodowe grono młodych ludzi siedzi przy jednym ze stolików pod sceną, zbliżył się do nas i z luzem rozpoczął pogawędkę. Opowiedział pare anegdot ze swojego życia. chciał również wypróbować swoje umiejętności w języku angielskim, którego jak podkreślił, zupełnie sam się nauczył i nigdy nie miał żadnego nauczyciela angielskiego. Sympatyczny gostek z brzuchem mocno odstającym, wąsem pozwalającym na ubrudzenie go podczas jedzenia, i spoconą koszulą:) Wypytał nas o nasz pobyt w Barranquilli a po rozpoczęciu kolejnej cześci nie omieszkał przedstawić każdego z nas zgromadzonej publiczności. Zapytał również jednego z kolegów, Dylana, czy gra na jakimś instrumencie. Dobrze trafił bo Dylan gra na perkusji. Zaprosił go do przyłączenia się do grania, miał grać na bębnach, z typu tych w które uderza się dłońmi. Mimo, że Dylan nigdy na takich bębnach nie grał, jakoś sobie poradził i potrafił dostosować się do melodii i rytmu danej piosenki. Następnie odbył się konkurs tańca. Po przesunięciu stołów kilka par zaczęło tańczyć na środku sali do przygrywanej przez zespół muzyki. Jedna para była z naczego stolika, Lokalna dziewczyna będąca hostem jednego z kolegów wzieła do tańca Aymena, który nieźle sobie radzi z tańczeniem salsy. Typowanie zwycięsców odbyło się na zasadzie oklasków i hałąsu stworzonego przez obecnych słuchaczy, udało nam się wytypować naszą parę do pierwsze trójki, premiowanej nagrodą, czyli małą buteleczką wina. Wszyscy byli zadowoleni z naszego odwiedzenia tego miejsca. Niestety, muszę przyznać, że aktywności organizowane przez ludzi z Aieseca ograniczają się głównie do imprez, albo wycieczek. Kulturalnych wyjść raczej nie ma. Co sprawia, że sam również mogłem być usatysfakcjonowany, że udało mi się zabrać paru ludzi do interesującego miejsca. Poza zainicjowaniem tego wyjścia zacząłem również ogłaszać spotkania, aby oglądać finały NBA. Kolumbia jak wiadomo raczej ma w nosie koszykówkę, ale biorąc pod uwagę, że obecnie jest tutaj na praktykach multum amerykanów, znalazło się paru chętnych do oglądania najważniejszych meczów tego sezonu. Obejrzałem pięć z siedmio meczów finałów. Od trzeciego meczu organizowałem ludzi aby wyjść wspólnie do baru gdzie możemy obejrzeć to emocjonujące widowisko. Końcowy wynik finału oczekiwałem, że będzie inny, liczyłem, że Spurs dadzą radę. Nie jestem jednak zawiedziony, gdyż od początku miałem nadzieje na siedmiomeczową serię,i taka właśnie była. Było sporo walki i emocji. Sporo dobrej koszykówki i to mnie najbardziej cieszy.
W tą sobotę odbył się międzynarodowy festival muzyki. Fiesta de la MUSICA.( http://barranquilla.alianzafrancesa.org.co/spip.php?article530) W wielu miejscach Barranquilli odbywały się jednocześnie koncerty. W każdym z miejsc była to muzyka z innego rodzaju. Byla scena jazzowa, rockowa razy dwa. muzyki klasycznej, electroniki razy dwa, hip-hopu, karaoke, rocku alternatywnego, tropicany(typowej karaibskiej muzyki) vallenato (tańca i muzyki z pod znaku Karaibów). Niemożliwością było zobaczyć wszystko. Udało mi się jednak być na koncercie jazzowym, rockowym(gdzie było darcie ryja i od razu się przemieściliśmy) Electronici, tropicany, hip-hopu(brylował koleszka z twarzą pomalowaną jak Joker z Batmana, prezentujący jednak wydaje mi się, że mizerne umiejętności rapowania) oraz Karaoke, gdzie wspólnie z Jasmine i Sydney zaśpiewałem "Every breath you take" Myślę, że słuchanie naszego wykonania nie należało do przyjemnych, ale ciężko oczekiwać od koncertów karaokę miodu dla uszu.

W miniony weekend była również organizowana przez Aiesec Barranquilla wycieczka do Tayrony. Stwierdziliśmy jednak z paroma osobami, że wycieczki tego typu nie są przyjemne. Za dużo osób na raz, przez co ciężko się dogadać w sprawie niektórych rzeczy. Dodatkowo ceny, które podali na facebooku były wyższe niż te, które musieliśmy płacić gdy byliśmy samodzielnie w Tayronie jakiś czas temu. Dlatego zdecydowaliśmy, że wybierzemy się tam samodzielnie, w mniejszej grupie, zapłacimy mniej, i wypoczniemy sprawniej:)

Co do innych nowości to jestem od paru dni w nowym mieszkaniu. Jest usytuowane w lepszym miejscu. mam bliżej do ważniejszych miejsc w mieście, oraz do pracy. Rodzinka u której mieszkam jest bardzo sympatyczna. Śpie w pokoju z innym już tu mieszkającym praktykantem z Houston. Rzeczą, która mnie bardzo ucieszyła byl fakt, że mają tutaj typową, klasyczną kawiarkę za którą tak tęskniłem:) Kolumbijska kawa przyrządzona w kawiarce smakuje wyśmienicie. A gdy wychodzę na patio by ją wypić i zrobić tą złą rzecz, która tak wspaniale współgra z kawą, mogę posłuchać odgłosów wydawanych przez jakieś papugi z sąsiedniego domu. Głowa rodziny, tata jest chory na parkinsona, dodatkowo kiedy coś mówi to szepcze co sprawia, że jest niewiarygodnie trudny do zrozumienia. Jeden z jego synów wiecznie sepleni, ale na szczęście żona(pracująca jako "głos" w radiu i drugi z synów(kształczący się na śpiewaka operowego, dzisiaj jego koncert pod prysznicem trwał z pół godziny) mówią czysto i mogę z nimi się porozumieć. Oprócz tego załatwiam formalności systemowe z Aieseciem aby wszystko grało z praktykami, które tu kończę piątego Lipca, oraz organizuję się do dalszej podróży. Host z couch surfingu w Bogocie znaleziony. Bilet lotniczy do Bogoty wkrótce kupie, a z Bogoty do Limy już czeka mnie dwu i pół dniowa podróż autobusem, Hej Przygodo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz