Wiedziałem, że któregoś dnia tutaj wrócę. Nie wiedziałem jedynie kiedy i jak. Nadszedł ten dzień...
Wracam do punktu w którym skończyłem prowadzenie bloga. Powód do pisania jest podobny, miejsce skąd piszę również. Wróciłem do Południowej Ameryki, do miejsca od którego zacząłem odkrywanie tego kontynentu, czyli Kolumbii. Kraj, który napełnił mnie miłością do Ameryki Łacińskiej, języka hiszpańskiego i kultury latynoskiej. Od czasu kiedy wróciłem do Europy z Peru w Październiku 2013 kontynuowałem rozwjianie swojej wiedzy na temat tej części świata. Czytałem głównie książki autorów latynoskich, wyszukiwałem latynoskiej muzyki, oraz wciągnąłem się w kino tego regionu, co zaowocowało napisaniem pracy dyplomowej o kinie argentyńskim. Wiedziałem czego się spodziewać w Kolumbii, i wiążę z tym miejscem multum niezapomnianych doświadczeń, wielu wspaniałych poznanych ludzi i odwiedzonych pięknych miejsc.
Wracam do punktu w którym skończyłem prowadzenie bloga. Powód do pisania jest podobny, miejsce skąd piszę również. Wróciłem do Południowej Ameryki, do miejsca od którego zacząłem odkrywanie tego kontynentu, czyli Kolumbii. Kraj, który napełnił mnie miłością do Ameryki Łacińskiej, języka hiszpańskiego i kultury latynoskiej. Od czasu kiedy wróciłem do Europy z Peru w Październiku 2013 kontynuowałem rozwjianie swojej wiedzy na temat tej części świata. Czytałem głównie książki autorów latynoskich, wyszukiwałem latynoskiej muzyki, oraz wciągnąłem się w kino tego regionu, co zaowocowało napisaniem pracy dyplomowej o kinie argentyńskim. Wiedziałem czego się spodziewać w Kolumbii, i wiążę z tym miejscem multum niezapomnianych doświadczeń, wielu wspaniałych poznanych ludzi i odwiedzonych pięknych miejsc.
Od powrotu do Polski w Sierpniu 2015,
po dziesięciu miesiącach życia w pięknej Granadzie i miesiącu
pracy w Anglii myślałem co ze sobą dalej robić. Trafiłem na
możliwość uczestnictwa w programie Ministerstwa Edukacji w
Kolumbii. Owy program ma na celu poprawienie dwujęzyczności wśród
młodzieży szkolnej. Ma pomóc w zrównoważeniu poziomu
umiejętności w posługiwaniu się językiem
angielskim uczniów liceów publicznych, z tymi z liceów
prywatnych. Program ten już trwa bodaj 2 lata. Na samym początku przybyło jedynie pięcioro takich nauczycieli do
jednego miasta. W tym roku jest już ich ok. 400, a w marcu ma
dołączyć jeszcze blisko 200. Obecnie program ten jest prowadzony w
46 miastach w Kolumbii, więc praktycznie w każdym regionie pańśtwa.
Uczestnicy programu oprócz nauczania angielskiego na bazie
współpracy z pracującymi w szkołach nauczycielami, spełniają
zgoła inne zadania. Jako, że prawie wszyscy z przybyłych
to obcokrajowcy - gringos (USA, UK, Europa, Afryka, Azja, Oceania) bedą mieli
również okazję nauczyć młodych kolumbijczych co nieco o
kulturach innych krajów.
Moja podróż do Kolumbii rozpoczęła
się o 7 rano, siódmego stycznia gdy wsiadłem do pociągu jadącego
do Warszawy. Czytając książkę podróż mija szybko i zaraz byłem na
lotnisku Chopina. Po nadaniu bagażu i kontroli podręcznego już
czekałem w terminalu na mój samolot do Barcelony. Lot niestety był
opóźniony o ponad godzinę ze względu na padający śnieg i
utrudnione warunki lądowania. Gdy w końcu przygotowano pas, samolot
wylądował i zaraz do niego wsiadaliśmy.
Przed przybyciem do Barcelony
skontaktowałem się z koleżanką, która tam mieszka i którą poznałem w Granadzie. Zostawiłem bagaż w przechowalni i udałem
się do miasta, gdzie podczas gdy czekałem aż koleżanka skończy
pracę, włóczyłem się beztrosko po urokliwych uliczkach
Barcelony. Spotkaliśmy się gdy skończyła pracę i poszliśmy do
paru miejsc porozmawiać przy piwie. Około 4 rano wróciłem na
lotnisko, gdzie mogłem już zacząć odprawę bagażu itp. Mój
lot odlatywał chwilę przed 7 rano.
A tu bar w którym byłem kilka lat temu podczas wizyty w Barcelonie "Oviso" na Placu Gearge'a Orwella. Udało mi się tam trafić i zjeść dobrą, tanią kolację. Polecam!
Następnym przystankiem była Lizbona,
gdzie już nie miałem tyle czasu, aby udać się do miasta i
przeczekałem 3 godziny na lotnisku. Lot z Lizbony kierował się już
do mego docelowego przystanku , czyli Bogoty. Jeszcze w samolocie
poznałem dwójkę Portugalczyków, którzy jak się okazało również
lecieli by uczestniczyć w tym samym programie, jedyna różnica była
taka, że aplikowali za pośrednictwem innej agencji rekrutacyjnej.
To był 9 stycznia, a według planu
programu mieliśmy dotrzeć do Bogoty 10
stycznia, i wtedy zostalibyśmy oficjalnie odebrani i zawiezieni do
hotelu. Niemniej najkorzystniejszy lot znalazłem
na 9 stycznia. Zdawało mi się, że samodzielnie będę miał
przemieścić się do wskazanego miejsca, mimo, że nie byłem
pewien, czy tej nocy również mam zapewniony tam
nocleg. Na całe szczęście przybyła osoba aby odebrać
Pedro i Inés i dzięki temu zabrałem się z
nimi do jednego z hosteli w historycznej dzielnicy Candelaria w
Bogocie. Mieliśmy okazję przejść się po okolicy, czy usiąść w
miejscowym barze i poznać paru lokalesów.
Águila z Olimpica przywołała wiele wspomnień z Barranquilli.
Osobistość z Placu Simona Bolivara w Bogocie. Był świadkiem wielu historycznych wydarzeń tego miasta, zna każdy jego kąt. Opowiedział nam sporo ciekawostek, m.in. o ataku ludzi Escobara na Pałac Sprawiedliwości przy samym placu.
Kolejnego dnia na lotnisku odbywał się
oficjalny odbiór przylatujących uczestników programu i rozwożenie
ich do korespondujących im hotelów. Połowa z nas została
ulokowana w hotelu La Fontana znajdującym się w dzielnicy wyższej
klasy i prezentującym bardzo wysoki standard. Druga połowa udała
się do innego hotelu, już nie o aż tak wysokim standardzie, ale
również komfortowym. Znam drugi hotel również, gdyż po tygodniu
zamieniliśmy się miejscami, sprawiedliwie:)
Od przybycia do hotelu rozpoczęło się
wypełnianie wszelkich formalności związanych z udziałem w
programie. Dużo papierów do wypełnienia typu wnioski o wizę na
dłuższy pobyt, o dowód osobisty, konto bankowe, ubezpieczenie itd.
Kolejne dwa tygodnie spędziliśmy na
prawie codziennych wielogodzinnych szkoleniach nauczycielskich,
prezentacjach na tematy związane z życiem w
Kolumbii i o strukturze projektu, aktywnościach, czy
załatwianiu dokumentów w mieście. Blisko połowa naszej grupy cierpiała na problemy żołądkowe. Nie jest wiadoma dokładna przyczyna. Jedni mówili, że coś nie tak jest z jedzeniem hotelowym. Inni, że woda w sokach. Nie wiem. Ja na szczęście chyba przez mój wcześniejszy pobyt tutaj byłem uodporniony i czułem się dobrze. W wolnym
czasie poznawaliśmy się nawzajem z innymi uczestnikami programu.. Spotkałem tam wielu ciekawych
ludzi z różnych stron świata.
Znalazł się jedynie jeden całkowicie
wolny dzień podczas którego mieliśmy okazję udać się na
turystyczne zwiedzanie miasta. Z tego dnia najważniejszym punktem
była wizyta w muzeum Botero, gdzie oprócz dzieł
tego najważniejszego kolumbijskiego artysty można była
podziwiać obrazy wielu najsławniejszych malarzy jak: Renoir, Miró,
Dali, Picasso, Matisse i wielu innych.
22 stycznia skończyło
się nasze szkolenie i otrzymaliśmy oficjalny certyfikat, a 23
stycznia, w grupach wyruszyliśmy do miejsc w których mamy spędzić
kolejne miesiące pracując w publicznych liceach. Zostałem
przydzielony do Villavicencio. Średniej wielkości miasto niedaleko
Bogoty (ok.3 godziny autobusem).
Hotel "La Fontana"
Plaza Simon Bolivar, Katedra
Muzeum Fernando Botero
Mona Lisa w wersji Botero:)
Bar w mieszkaniu
Koleżanki na oficjalnej ceremonii otwarcia z minister edukacji i kilkoma występami różnego typu, m.in. jeden z najsławniejszych aktorów kolumbijskich.
Kyle i Annie podczas nocnego wyjścia.
Villavicencio jest
nazywane „La puerta del llano”, co
oznacza „Drzwi do równiny”. Jest tak z tego względu, że
oddziela Andy i step. Z jednej strony
miasta można podziwiać jeszcze imponujące góry, a z drugiej
ziemia jest już całkowicie płaska. Popularnym zajęciem w tych
okolicach jest „rodeo”. Można znaleźc farmy, ranch'a na których
hoduje się konie i inne zwierzęta. Ciekawe jest, że tak jak w
Bogocie panuje raczej umiarkowany klimat i raczej nie występują
upały, a dla Kolumbijczyków jest to klimat bardziej chłodny, a już
niecałe 100 kilometrów dalej w Villavicencio panuje ponad 30
stopniowy upał przez cały rok, i jedynie nocą temperatury schodzą
do 20 kilku stopni. Meta, czyli region, coś jak województwo, w
którym znajduje się Villavicencio jest również znane z mięsa
świetnej jakości.
Przez parę dni, które tu
już spędziłem mogę powiedzieć, że podoba mi się to miasto,
czuję się tu bardzo dobrze. Łatwo się po nim przemieszczać
(taksówka, najpopularniejsza forma transportu, z jednego końca
miasta na drugi
nie powinna kosztować
więcej niż 7.000 kolumbijskich pesos, czyli jakieś 8 zł i 50 gr. Jedzenie też jest tanie: Menu del día w restauracjo-barach oscyluje między 5.000 pesos y 8 tysięcy, czyli 6-10 zł. i skłąda się z zupy i pokaźnego drugiego dania oraz świeżego soku. Zostaliśmy ulokowani przez pierwszy miesiąc w hotelu o dobrym
standardzie. Po miesiącu otrzymamy swoją pierwszą
wypłatę/stypendium i musimy znaleźć do
tego czasu własne lokum.
Podczas tych kilku dni,
oprócz poznawania miasta, mieliśmy jeszcze dwa dni szkolenia z
teorii nauczycielskiej tego programu i oficjalne otwarcie projektu w
jednej ze szkół, na którym odbyły się również pokazy lokalnego
tańca „Joropo”, przemówienia lokalnych władz, zdjęcia I
wywiady do mediów. Było bardzo
miło i dało się odczuć wagę tego programu dla kolumbijskiej
edukacji. Oprócz poprawy poziomu angielskiego uczniów mamy również
wpłynąć na rozwój kompetencji językowych nauczycieli, wśród
których niektórzy mówią dosyć mizernie po angielsku.
Przez ostatnie dni byłem
kilkakrotnie w szkole i rozmawiałem z moimi co-teacher'ami.
Przygotowywaliśmy plany lekcji i objaśniali mi po trochu
fukncjonowanie szkoły. Odbyła się również gala rozpoczęcia roku
gdzie zostałem przedstawiony uczniom.
Od
poniedziałku zaczynają się lekcje i będę pracował w pełnym
wymiarze godzinowym czyli 25 godzin tygodniowo. Po szkoleniu i cały
czasie tu spędzonym nabrałem motywacji i chęci do nauczania i mam
nadzieję, że będzie to świetne doświadczenie.
Czuję się tu dobrze, dzięki moim wcześniejszym kolumbijskim doświadczeniom nie grozi mi szok kulturowy. Kolumbijczycy jak zwykle bardzo mili i uprzejmi. Na drodze to diabły. Duża częśc ludzi porusza się na motorach, a mój współlokator Jay z Nowego Jorku również zakupił sobie motor, a ja byłem mu pomóc u mechanika, gdyż nie włada on językiem hiszpańskim. Drugi współlokator również dopiero się uczy tego języka, więc w wielu sytuacjach służę dla nich jako pośrednik w kontaktach z kolumbijczykami.
Z tego co słyszałem w okolicy Villavicencio jest wiele pięknych miejsc wartych odwiedzenia i nie mogę się doczekać jakichś wycieczek. 6 lutego zaczynają się oficjalne obchody karnawałowe w Barranquilli i myślałem o udaniu się tam, lecz mimo zaproszeń znajomych nie mogę sobie chyba na taki wydatek pozwolić. Innego roku:)
Czuję się tu dobrze, dzięki moim wcześniejszym kolumbijskim doświadczeniom nie grozi mi szok kulturowy. Kolumbijczycy jak zwykle bardzo mili i uprzejmi. Na drodze to diabły. Duża częśc ludzi porusza się na motorach, a mój współlokator Jay z Nowego Jorku również zakupił sobie motor, a ja byłem mu pomóc u mechanika, gdyż nie włada on językiem hiszpańskim. Drugi współlokator również dopiero się uczy tego języka, więc w wielu sytuacjach służę dla nich jako pośrednik w kontaktach z kolumbijczykami.
Z tego co słyszałem w okolicy Villavicencio jest wiele pięknych miejsc wartych odwiedzenia i nie mogę się doczekać jakichś wycieczek. 6 lutego zaczynają się oficjalne obchody karnawałowe w Barranquilli i myślałem o udaniu się tam, lecz mimo zaproszeń znajomych nie mogę sobie chyba na taki wydatek pozwolić. Innego roku:)
Jeszcze
nie wiem jak długo potrwa mój pobyt w Kolumbii. Z pewnością
zostanę do końcówki czerwca. Być może przedłużę mój udział
w programie do Listopada, a później zobaczymy :)
Czas
pokaże.
To
tyle. Chciałem dodać jeszcze zdjęcia z Villavicencio, lecz bardzo wolno się ładują
na stronę, więc dodam więcej wkrótce na facebook'u.
Hej, ogromnie zazdroszczę!!! Miałam przyjemność mieszkać przez niecałe 3 miesiące w Villavo i również uczyłam angielskiego, ale w ramach wolontariatu. W razie czego służę poradą, choć pewnie doskonale już się zadomowiłeś :) Czy mogłbyś napisać coś więcej o tym programie? Chętnie wróciłabym do Kolumbii, gdybym miała okazję :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Hej, ja dopiero w Villavo jestem od 10 dni, więc jeszcze tak dobrze nie znam miasta, choć trochę już poznałem. Ten program jest bardzo duży i dobrze zorganizowany. W marcu przylatują kolejny nauczyciele, więc jak szybko zaaplikujesz to zdążysz przylecieć też. Ja zaaplikowałem dosyć późno i bardzo szybko musiałem wszystkie formalności załatwiać, ale się udało.
UsuńProgram rekrutuje przez wiele różny agencji, Aiesec i inne. Ja trafiłem przez http://www.eslstarter.com/teach-english-in-colombia-public-school.php Robisz tam apply i ktoś powinien się do Ciebie odezwać na maila w sprawie dalszego procesu. Dwa wywiady na skype, dużo dokumentów do wysłania, ale dasz radę:) Jak masz już doświadczenie jako nauczyciel angielskiego to nie powinno być problemu, gdyż wielu przybyłych nigdy wcześniej nie nauczało i przed rozpoczęcie programu jest przygotowanie itd.
Powodzenia w aplikacji i do zobaczenia w Kolumbii:)Ja jeszcze nie wiem czy zostane na cały rok, czy tylko do czerwca, zależy czy inne pomysły się powiodą:)
Pozdrawiam,
Adam Szopiński
A i daj mi znać jeśli byś applikowała i się dostała, bo dostałem też maila z programu, że jak dzięki nam jakieś osoby nowe przyłączą się do programu to mamy jakieś bonusy:)
Usuń